

Przyjęty model rozwoju sieci społecznościowych, takich jak popularny Facebook zakłada brak opłat i udostępnianie różnych informacji dostawcom. Oznacza to także konieczność traktowania takich usług z uwagą.
Internauci lubią dzielić się informacją, korzystają z niej i właśnie dzięki tej informacji mogą działać sieci społecznościowe, swoisty fenomen informacji XXI wieku. Z tych sieci korzystają firmy, promując swoje usługi, ale reklama i promocja nie jest jedynym celem. Sieci społecznościowe są także bardzo dobrym kanałem zwrotnym, dostarczającym ważnych informacji o działaniu danej firmy. Użytkownicy z kolei bardzo chętnie umieszczają w Sieci mnóstwo informacji prywatnych, w ten sposób płacąc za usługi. Fundacja Bezpieczniej w Sieci.org rozmawia z Wojciechem Wiewiórowskim, Generalnym Inspektorem Ochrony Danych Osobowych.
Gdzie jest granica prywatności i czy zakazanie publikowania prywatnych treści miałoby sens?
WW: Jestem ostatnią osobą na świecie, która zabraniałaby dzielenia się swoją prywatnością w sieci. Z drugiej strony, powinniśmy zdawać sobie sprawę, że informacje wprowadzone przez nas do sieci pozostają w niej i mogą zostać wykorzystane w różny sposób, również przeciwko nam. Jako Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych dążę do tego, by obywatele wiedzieli, co z takimi informacjami się dzieje i mogli nad nimi zapanować.
Czy korzystanie z sieci oznacza pozbawienie się prywatności?
WW: Powszechne przekonanie na ten temat jest błędne. Prywatność wciąż istnieje i jest potrzebna. Istnieją sfery życia i informacje, którymi nie chcemy się dzielić z innymi osobami. Sytuację komplikuje fakt, że trudno jest określić jeden wspólny, globalny standard, ustalić, jakie to są strefy. W niektórych kulturach informacje, które u nas byłyby potraktowane jako prywatne, traktowane są zupełnie inaczej. Na przykład w krajach azjatyckich informacje dotyczące ras, podziałów rasowych czy biometrii to dane, którymi można się swobodnie wymieniać. Odciski palca znajdują się w niektórych krajach w dowodach osobistych od 60 lat, więc ujawnianie danych biometrycznych nie budzi niczyjego sprzeciwu. To zupełnie inna kultura, niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni.
Także kultury krajów zachodnich pod tym względem się różnią. W USA polityki prywatności budowane są według nieco innej filozofii niż w Europie.
WW: Tak, istnieją duże różnice między USA a Europą, ale nie demonizowałbym ich. Podejście Amerykanów do ochrony prywatności jest bardzo podobne do praktyk z Europy kontynentalnej, przy czym w USA kładzie się nacisk na bezwzględne zwalczanie nadużyć, a w Europie na zapobieganie, bez brutalnego karania rodem z USA. Jeden z przedstawicieli Google, zapytany kiedyś o definicję piekła, powiedział, że jest to według niego europejskie prawo, z jego naciskiem na zapobieganie, z amerykańskim systemem jego egzekwowania i horrendalnymi karami, które są w stanie wywalczyć prawnicy poszkodowanych.
Polityka prywatności jest jednak napisana językiem niezrozumiałym dla większości użytkowników, znajduje się w mało eksponowanym miejscu serwisu.
WW: Jeśli chodzi o serwisy społecznościowe, to jest ogromna różnica między ich funkcjonowaniem dziś, a trzy czy cztery lata temu.
Wtedy dyskusji na temat prywatności np. w Facebooku po prostu nie prowadzono. Serwis ten był przekonany, że działa w ramach zgody udzielonej mu przez użytkowników na wymienianie się informacjami. Dziś jest inaczej. Zarówno Facebook, jak i jego użytkownicy zdają sobie sprawę, że informacje przechowywane np. przez serwis to dane dotyczące nie tylko użytkownika, który je w serwisie zamieścił, ale także całej rzeszy innych osób. Słowem, mamy do czynienia z administrowaniem danymi, dlatego Facebook stworzył stanowisko oficera do zarządzania danymi osobowymi dla regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Jeszcze kilka lat temu było to nie do pomyślenia. Przecież polityka prywatności Facebooka przez kilka pierwszych lat istnienia polskojęzycznej wersji tego serwisu nie była przetłumaczona na język polski. Podnosiliśmy tę kwestię, wskazując Facebookowi, że nie będziemy w ogóle dyskutować o kwestiach prywatności, jeśli dostępu do dokumentu nie zyskają użytkownicy serwisu, którzy korzystają z niego w języku polskim. Co ciekawe, Facebook niemal natychmiast po pojawieniu się w Polsce, przetłumaczył swój regulamin usług reklamowych na język polski. Ale o tłumaczenie polityki prywatności trzeba było prosić.
Co to znaczy "korzystać świadomie z serwisów społecznościowych"?
WW: Tak jak w życiu, w Internecie zdarza nam się czasem powiedzieć za dużo. Warto powiesić sobie nad komputerem listę - katalog informacji, którymi chcemy się dzielić oraz tych, których za żadną cenę nie chcemy ujawniać w sieci. Powinniśmy pamiętać o nich za każdym razem, gdy używamy komputera. Druga ważna zasada polega na dzieleniu się wyłącznie informacjami, które dotyczą nas. Dysponując nie swoją informacją, możemy narazić się na sankcje prawne. Wynikają one nie tylko z prawa administracyjnego i ochrony danych osobowych, ale przede wszystkim z Kodeksu cywilnego, który chroni dobra osobiste.
Czy to oznacza, że jeśli np. wrzucę do sieci zdjęcie, oznaczę je jako publiczne, a po tygodniu zmienię zdanie, to okaże się, że nie odzyskam już wpływu na to, co z plikiem się dzieje?
WW: Teoretycznie tak. Jednak zachęcam do starań o usunięcie takich danych. Wbrew pozorom właściciele serwisów społecznościowych chętnie wycofują dane, które mogłyby być szkodliwe dla użytkownika. Jednak od walki o usunięcie z sieci niechcianej informacji zdecydowanie łatwiejsze jest zastanowienie się przed jej udostępnieniem.
Co jednak mogą zrobić osoby, które korzystają z Internetu od lat, założyły wiele profili użytkownika w różnych miejscach, niekoniecznie już pamiętając, gdzie. Jak to ogarnąć i odzyskać kontrolę?
WW: Niestety, nie ma jednego miejsca, w którym moglibyśmy uzyskać informacje na temat wszystkich naszych danych umieszczonych w sieci. Jeśli chcemy zapanować nad naszą obecnością online, a nie wiemy komu i jakie dane udostępniliśmy, będziemy musieli, niestety, mozolnie odtwarzać dane i listę osób czy firm, którym przekazaliśmy informacje na swój temat. Tu może nas spotkać nieprzyjemne zaskoczenie. Bo jeśli w momencie udostępniania informacji nie ograniczyliśmy prawa do dalszego przetwarzania naszych danych, to mogą one być transferowane dalej. Jeśli tak się stało, to najprawdopodobniej zgubiliśmy te dane. Zasada zastrzegania przekazywania danych i ich przetwarzania przez podmioty trzecie dotyczy, oczywiście, nie tylko Internetu. Powinniśmy wyjaśnić tę kwestię za każdym razem, kiedy np. zakładamy kartę lojalnościową w sklepie, by mieć pewność, że dane o naszych zakupach nie zostaną przekazane innym podmiotom.
źródło: computerworldJeśli chcesz otrzymywać wyczerpujące informacje z serwisu MRT Net, zaprenumeruj nasz Newsletter