

AMD robi świetną robotę w sektorach centrów danych i desktop, gdzie najnowsza mikroarchitektura Zen 2 szturmem odbija udział Intelowi. Inaczej jest z laptopami. Tam wciąż oferowane są starszej generacji czipy Zen+. Jednak patrząc na koniunkturę, czerwoni i tak mogą swoje sprzedać. Oto wizja, jaką przedstawił Asus swoim inwestorom.
Jak wyznał tajwański producent, dział notebooków i urządzeń mobilnych generuje obecnie 71 proc. przychodów całej firmy, a zapewnienie odpowiedniej podaży w tym właśnie segmencie przekłada się na komfort finansowy i napędza ogół działań przedsiębiorstwa. Rzecz w tym, że Asus nie może produkować tylu laptopów z intelami, ile by chciał i ile by mógł sprzedać, gdyż brakuje mu do nich procesorów.
Intel ponoć w pierwszej kolejności, co zrozumiałe, zaspokaja potrzeby wysokomarżowych rynków HPC i serwerowego. Później są stacje robocze klasy wyższej, a dopiero na samym końcu notebooki i inne, bardziej konsumenckie pecety. Asus wierzy, że w Q1 2020 sytuacja się unormuje, ale w tej chwili przyznaje wprost do łatania dziur układami AMD.
Daje też do zrozumienia, że inni wiodący producenci notebooków stoją przed analogicznym problemem a czerwoni są gotowi słać pełen kontener czipów.
Owocem zamieszania jest prezentacja kilku wcześniej nieplanowanych, jak można wnioskować ze sposobu wypowiedzi, konstrukcji. Są to m.in. 17-calowy VivoBook 17 D712DA oraz 14-calowy ZenBook 14 UM431DA, oba z procesorem Ryzen 5 3500U i grafiką Vega 8.
Co ciekawe, wydaje się, że na całym tym zamieszaniu klient może skorzystać. W Polsce na przykład UM431DA kosztuje 3 tys. zł, a jego odpowiednik wyposażony w układ Intela, UX433FAC z Core i5-10210U, to wydatek o przeszło 1 tys. zł większy. Owszem, Ryzen przegra w tym przypadku bezpośrednie porównanie wydajności czy czasu pracy na baterii, ale oszczędność jest widoczna. No i paranoicy nie będą mieli bólu głowy z kanałem bocznym.
źródło: amdJeśli chcesz otrzymywać wyczerpujące informacje z serwisu MRT Net, zaprenumeruj nasz Newsletter